wtorek, 2 października 2012

Chapter 01: Can't catch your breath



Spadając tysiące stóp na sekundę...

                Jak bardzo jest samotny, odkrył dopiero po powrocie z pogrzebu.
                Ból rozdarł go od środka i odebrał władzę w nogach. Upadł na kolana, po jego policzkach pociekły strumienie łez, gdy zastanawiał się, czym jest świat i co uczynił, że tak okrutnie odebrał mu ukochanego.
                Wplótł palce w swoje włosy i pociągnął z całej siły, wydawszy z siebie najpierw przeciągły jęk. Zaczerpnął gwałtownie powietrza, rzucając się na ziemię. Porwał z łóżka jego bluzkę i zwinął się w kłębek ściskając ją z całych sił.
                Policzki poczerwieniały i opuchły od szlochu, który nie ustawał. I znów pełen goryczy wrzask wydarł się z jego piersi i pozostał, odbijając się od ścian przez kilka kolejnych sekund. Nakrył sobie uszy, w jednej chwili pragnąc w jednej chwili rozsypać się i przestać istnieć. Zacisnął mocno powieki, przywołując obraz roześmianego, pełnego wrodzonego optymizmu chłopca, urzekającego słodkimi lokami każdego, kto go spotkał, który znów sprawił mu tyle bólu.
                Tarzał się po podłodze, nawołując jego imię i drąc jednocześnie cały garnitur, którego szwy puszczały z każdym gwałtowniejszym ruchem chłopaka. Obcisłe spodnie wpijały mu się w skórę, zostawiając ciemne wgniecenia na skórze nóg.
                - Wcale nie umarłeś, wcale nie umarłeś - powtarzał głośno w tragicznej agonii tęsknoty. Spazm targnął jego ciałem, aż zakrztusił się własnym płaczem.
                Kaszląc nieustannie, uderzał pięściami w podłogę. Jego kłykcie zbielały - tak mocno je zaciskał. Obrócił się na brzuch. Gdy jego czoło przeżyło spotkanie z zimną podłogą, zdał sobie sprawę, jak bardzo jest rozpalony.
                Robił sobie krzywdę, ale ból fizyczny wtedy nie pomagał. Rozciął  łuk brwiowy i wargę, z których natychmiast pociekła jasnoczerwona, świeża krew, zostawiając ślady na ziemi.
                Opadł z sił. Przetoczył się na plecy i oddychając ciężko, wpatrywał się w biały sufit. Zacisnęła się jego krtań i gardło.
                Na próżno doszukiwał się fałszu w otaczającej go rzeczywistości. Na próżno czekał na moment, w którym ktoś powie, żeby wstał, że przecież nic się nie stało. Na próżno wypatrywał Curly'ego, podbiegającego do niego, biorącego go w ciepłe ramiona, szepcącego do ucha słowa ukojenia, ocierającego kciukami łzy z policzków, całując każdy z osobna.
                On nie wróci. Odszedł.
                Stworzyli swój mały światek, tak prosty i idealny, a teraz, gdy jednego z nich zabrakło, drugiemu przyszło patrzeć, jak burzy się on w drobny pył, w jednej sekundzie. I kazano mu odnaleźć się w codzienności. Tak obcej, zimnej i cichej, bez bicia serca Harry'ego w tle.
                W chwili, gdy smukła trumna, zrobiona z ciemnego, hebanowego drewna, wkładana była do zimnej ziemii, dwóch ochroniarzy musiało go przytrzymywać, stojąc po obu jego stronach. Krzyczał, błagał, by nie wkładano go tam. Prosił o możliwość pozostania przy nim jeszcze chociaż przez chwilę. Dla niego oznaczało to ostateczny wyrok.
                Oznaczało śmierć.
                Wyrywał się tak, że dwóm rosłym mężczyznom trudno było utrzymać go w spokoju. Rodzina i przyjaciele spoglądali nań ze smutkiem.
                Nie chciał kondolencji, ni wyrazów współczucia, zatem, gdy tylko nabożeństwo zostało zakończone, pobiegł prosto przed siebie, nie zważając, że jego płuca wyły z bólu, domagając się odrobiny tlemu.
                Wpadł do jego pokoju.
                I w takim stanie odnalazł go zapłakany Niall, gdy ten leżał bez ruchu, patrząc niewidzącym wzrokiem w dal, z krwawiącymi ustami i brwią.
                Jasne promienie porannego słońca przebijały się przez ciemne rolety, pozostawiając bezkształtne smugi na podłodze.
                Przygarnął go do siebie, oparł jego głowę na swojej piersi i kołysząc go, trwał przy nim cały dzień, aż upewnił się, że Louis w spokoju zaśnie.
  
Zimno w letnią pogodę,
Tak, ty drżysz
Na klęczących kolanach,
Nadal, kiedy twoje serce jest okaleczone,
A niebiosa płaczą.

11 komentarzy:

  1. Nie mam pojęcia, jak to jest możliwe, że do tej pory nigdy wcześniej nie czytałam żadnego twoje dzieła - tzn, oprócz too-afraid-to. Przecież, to taki absurd. Ja ZAWSZE szukam tych NAJLEPSZYCH, najzdolniejszych, którzy potrafią dobierać słowa w taki sposób, który przyprawia mnie o bezdech. Ty tak umiesz. Więc jakim cudem, ja znalazłam cię dopiero wtedy?
    Wyczułam ból Louisa, był taki... Głęboki. Miałam ochotę autentycznie wbić się w monitor, w tą twoją wytworzoną dla niego przestrzeń, podbiec do niego i przytulić. A ja nie mam takich odruchów, przecież jestem zimną suką, a moim wujkiem jest sam Lucyfer. To niesamowite, że doprowadzasz mnie do takiego stanu, w którym sama siebie nie poznaję.
    Dziękuję, bunny ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie będę tu ci opowiadać jaka jesteś niesamowita i w ogóle, ponieważ to już od dawna wiesz. Co do samego rozdziału - jest niesamowity, jednak nie wywołał u mnie płaczu. Co prawda Louis strasznie rozpaczał nad śmiercią (jeśli dobrze zrozumiałam) Harry'ego, ale nie było to takie wzruszające jak twój poprzedni blog. Może dlatego, że to był dopiero początek? Jednak nie mogę zaprzeczyć - bardzo mi się podobało <33 Pod koniec zaskoczyło mnie to, że Niall pojawił się przy Lou, prawdziwy przyjaciel, siedział przy nim i to wystarczyło.
    Jestem bardzo ciekawa ciągu dalszego, bo w końcu ma to być Larry, a Harry jak na razie jest w zaświatach, więc jak mówiła, ciekawość zżera mnie od środka xD
    Na koniec - tego pozbawionego sensu komentarza - pozdrawiam i życzę weny na kolejne rozdziały ;**

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem co jak Ty to robisz, że twoje blogi są tak niesamowite i wprawiają mnie w bardzo dziwny nastrój. Rozdział genialny (jak zwykle), ale zaczął mnie przytłaczać ten smutek i żal w twoich opowiadaniach.

    OdpowiedzUsuń
  4. Po prostu brak mi słów. Jasna cholera, czy Ty jesteś aniołem obdarzając mnie tak cudownym komentarzem ? Poważnie jestem Ci niezwykle wdzięczna za te pochwały, dziękuję Ci za napisanie komentarza, oraz zapoznania się z historią Whispers. Komentarzy, cóż również myślę, iż jest niewiele, z resztą tak jak czytających, lecz cóż mogę poradzić. Staram się prowadzić bloga, dla odwiedzających go. Bardzo się cieszę, iż opowiadanie przypadło do Twojego gustu i tak na Ciebie wpływa. To jest niezwykle miłe, motywujące czytać taki opinie. Od razu zajrzałam na Twojego bloga, i postanawiam zostać tu zdecydowanie na dłużej. Tak niezwykle opisałaś rozpacz Louisa, iż niesamowicie wczułam się w jego przeżycia. To co napisałaś jest bardzo głębokie, wręcz przeniosłaś nas do tego miejsca, abyśmy okres tej goryczy spędzili razem z Louisem. Jestem pewna, że z każdym kolejnym rozdziałem będę przeżywać to równie mocno.
    Co do informowania, robię to za pomocą twittera, jeśli masz ochotę napisz do mnie, dając znać, iż to Ty @SherryStylinson
    Raz jeszcze dziękuję, za tak ciepłe słowa i pozdrawiam serdecznie xx

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie mam pojęcia jak ty to robisz, ale mam ochotę płakac. Kurczę, i prawdopodobnie rozryczałabym się od razu, gdyby nie fakt, że za chwile muszę iśc do szkoły *__* ale byłam bliska.
    Myślę, że to opowiadanie będzie jeszcze lepsze od too-afraid-to. Tzn, tak sądzę, myślę że mnie nie zawiedziesz ^^
    Szkoda mi Louisa. Biedny. Tak bardzo cierpi po stracie ukochanego ;c.
    Wszystko tak pięknie opisałaś. Rozdział jest świetny, ale szkoda, że taki króciutki.
    xxx <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Pod koniec rozdziału dostałam aż ciarki. Biedny Louis, tak strasznie mi go szkoda. Ostatnio cały czas czytam jakieś opowiadania, w których nie żyje główny bohater i jest mi smutno razem z nimi. Ciekawi mnie fabuła tego opowiadania. Póki co nie wiem o czym będzie dokładnie, pomijając śmierć Hazzy. Czekam na kolejny :)

    shouldletyougo.blogspot.com
    no-cases.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Kolejny twój blog który zapowiada się cudownie. Aż mi się smutno zrobiło. Wspaniały rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  8. cudowne. Na prawdę nie wiem co powiedzieć. Zaparło mi dech w piersiach. Ten smutek Lou.. Jej.. Tak mi go szkoda. Stracił cały swój świat. Stracił część swojego życia. Cieszę się, że na tak dobrych przyjaciół, którzy starają się mu pomóc. Czekam na kolejny rozdział. Dodaj szybko. <3 [becausetruelovecannothide.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  9. Omnomnom, dlaczego musisz pisać lepiej ode mnie?! No normalnie foch na ciebie ;P
    Również myślę, że ta historia będzie lepsza od wcześniejszej. Przynajmniej sądzę, że wreszcie będę rozróżniała, kto jest kim XD

    Świetne.

    OdpowiedzUsuń
  10. Cudowne. Świetne. Boskie. Zaiste. Fenomenalne. Doskonałe. Idealne. Wybornie. Rewelacyjnie. Bosko. Po prostu bosko.
    Zakochałam się w tym, choć opublikowałaś dopiero pierwszy rozdział. Harry umarł, ale Lou został, więc nie jest źle. Chociaż Loczek dodaje tego czegoś opowiadaniom. No, ale od autora zależy, kiedy kogoś uśmierci, a kiedy nie :D
    Poryczałam się. Po prostu rozpłakałam się i dalej ryczę. Szkoda mi Lou.
    Dobra, nie przedłużając już dłużej moich głupich wywodów, rozdział bardzo, ale to bardzo, a nawet bardzo bardzo mi się podobał. No i mam kolejne opowiadanie do kolekcji czytelniczej :D
    Gosia

    http://pamietaj--mnie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Wpierw pisnęłam widząc szablon - chryste, on jest... nieziemski! Jest naprawdę piękny, ale równocześnie tajemniczy. Potem obrazek przed rozdziałem - lubię takie myki. Sama je stosuję. I rozdział pierwszy... powinnam płakać, prawda? A zrobiło mi się smutno, serce ścisnęło z żalu, wiedząc, ze nie będzie szczęśliwego zakończenia. Znów go nie będzie - to przykre. Louis wpadł w rozpacz i depresję. Niszczy siebie, sprawia sobię krzywdę, bo ból fizyczny jest niczym w porównaniu z bólem psychicznym. No ale znalazł go Nialler. Czyli zawsze jakiś plus. Biedny Boo, biedactwo... wiesz, ze przepraszam i że czekam na dwójkę? Masz na mnie krzyczeć, wyzywać żebym przeczytała rozdział. Choćby się waliło i paliło! <3
    Love you, baby ღ
    [final-souffle]

    OdpowiedzUsuń